Volkov jak Feniks

Volkov jak Feniks

Pomimo, że mamy swoje sposoby na dobre zdrowie i zachowanie odporności, to i tak czasem trzeba się spotkać ze swoimi grzechami oko w oko.

» Życie od korzenia: jak dbać o odporność bez apteki

Nowe miejsca zawsze przynosiły nam wstępnie jakieś „oczyszczenia” – jak to nazywają buddyjscy wyznawcy wierzący w istnienie karmy. Varanasi to wspaniałe miejsce, by się nim cieszyć, musieliśmy zapłacić swój zdrowotny haracz i coś przechorować, podobnie w Bodhgai i niektórych innych miejscach… Tak i tu. Rozumiem, że skoro płacimy tak wysoką cenę, to na pewno jest za co!

Ospa

Najpierw Nadia przyniosła ze szkoły ospę. Kupiliśmy cynk do malowania kropek i siedzimy w domu. Dwie dziewczynki chodziły dalej.

W czwartek jednak do siedzenia w domu doszła Katia. Nadia szybko się ze swoimi kropkami uporała, za to u Katii były wszędzie i znacznie dłużej.

Cieszyłam się, że Ani nie łapie, bo ona tak przecież kocha swoją szkołę…. No ale kiedy w końcu Katii kropki prawie całkiem przyschły, przyszła kryska na Anię.

Ta przechodziła najciężej – kropki na kropkach – strasznie było patrzeć na moją piękną Anię.

I nasze katary

Najgorsze jednak było nie to, że dzieci przechodzą ospę – no bo czasami muszą ja przejść i tyle. Tylko to, że moje ślęczenie z pędzlem do malowania cynkiem dziecka spędzałam z głową zabitą katarem.

Tak – w trakcie naszego ospa expirience i mnie dopadło coś takiego…. Aapsik!!!  Najpierw katar sienny przez jeden dzień, który niestety następnego dnia zgęstniał, a potem zawalił mi cały łeb. Tydzień mniejszego lub większego bólu głowy, czasem luzującego, jeżeli uda mi się przeczyścić trochę zatoki. Taka butelka-irygator to bardzo pożyteczna rzecz: pół łyżeczki soli i woda, pomaga efektywnie przeczyścić nos.

Kilka dni potem doszedł do mnie Edo i Maja ze swym smarkaniem.

Kilka moich dni wyglądało tak, że spałam dwie godziny i wstawałam by przeczyścić zatoki, bo się dalej nie dało żyć: oddychanie! Dzień wyglądał podobnie – w najgorszym etapie leżałam dwie godziny zawinięta w kołdry – potem czyszczenie zatok – i zostaję z bólem głowy, ale jeszcze można żyć – i taki cykl całodobowy.

Edo, mimo że również go zwaliło stanął doskonale na wysokości zadania i zrobił dziewczynkom pyszne ziemniaki z mięsem w swoim stylu, na parę dni.

Przebudzenie ze straszliwego snu

Pewnego pięknego – o jakże pięknego! – dnia obudziłam się bez bólu głowy, czy może z bólem, ale katar od razu spłynął z góry i od tamtej pory robił się tylko w nosie.

Olśnienie absolutne – SPŁYNIĘCIE FENIKSA – przyszło, gdy wczoraj ujrzałam rano moją Anię z piękną buzią już niemal czystą od straszliwych bąbli!

Chałupę więc pomału odgruzowuję z nieumytych naczyń, popleśniałych ścian i innych dawno zaległych spraw. Smaku i zapachu nie czuję, no bo wiadomo – katar. Ale po co mi to? Jak zechcę coś poczuć, nasypię sobie chilli i będzie boskie… na razie od tygodnia nie jem niczego, za wyjątkiem moich buraczków ze słoika z cebulką pieprzem czasami.

Piję wodę, od paru dni także mleko i od dwóch dni degustujemy nasze boskie tegoroczne mazurskie wino z winogron… po kapeczce na przeczyszczenie mózgu… może to ono tak pomogło?

Wiem i czuję że to nie koniec jednak… czuję w zębach i w nogach, że karmy do oczyszczenia jest wiele. Teraz więc czas na aktywną medytację i dobre życzenia dla życia, które się wokół znajduje… W trakcie chorobowego procesu moja praktyka dobrych życzeń objęła nawet taki byt jak narost pleśni 😉 w kącie u mnie w kuchni, kiedy tępo wpatrywałam się w nasze odchodzące pod cudze zarządzanie mieszkanko, nie mogąc nic zrobić.

A dziś już pierwsza ospowa rekonwalescentka, czyli Nadia poszła do szkoły.

Artykuły powiązane

Zostaw komentarz

Войти с помощью: